Ka Hancock – Tańcząc na rozbitym szkle

tłumaczenie: Magdalena Filipczuk, Michał Filipczuk
tytuł oryginału: Dancing on broken glass
wydawnictwo: Prószyński i S-ka
data wydania: 7 lutego 2013
liczba stron: 608
kategoria: literatura współczesna

Tańcząc na rozbitym szkle to debiutancka powieść Ka Hancock, psycholog i pielęgniarka, matka i babcia. Pisała ją zainspirowana historiami swoich pacjentów, zwykłych ludzi z problemami. To by wszystko wyjaśniało. Debiut i od razu sukces. Dlaczego sukces? Ponieważ to co autorka zdołała uwiecznić na stronach swojej książki jest powalające. Miałam po nią sięgnąć już jakiś czas temu, ale zostawiłam ja „w kącie”. Sama nie wiem dlaczego. Może ze strachu przed objętością (zdarzało mi się czytać równie grube książki). A może ze strachu przed tym co znajdę w środku (wiedziałam już z pewnych źródeł co mnie może czekać czytając). Jednak dłużej nie dało się czekać, coś ciągnęło mnie do tej historii. I jak się okazało ilość stron nie była problemem.
Wstrząsająco szczery portret małżeństwa zmuszonego do walki z przeciwnościami losu, które zamiast je rozdzielić, dają mu wielką siłę. Lucy Houston i Mickey Chandler pewnie wcale nie powinni się w sobie zakochiwać, a tym bardziej myśleć o małżeństwie. Oboje są obciążeni genetycznie – on cierpi na chorobę afektywną dwubiegunową, kobiety w jej rodzinie jedna po drugiej zapadają na raka piersi. Kiedy jednak w dniu dwudziestych pierwszych urodzin Lucy drogi jej i Mickeya przecinają się, oboje wiedzą, że to spotkanie odmieni ich życie. Pełni obaw i wątpliwości, Lucy i Mickey są gotowi zrobić wszystko, by ich związek przetrwał – spisują nawet jego reguły. On zobowiązuje się regularnie przyjmować leki. Ona nie będzie obwiniać Mickeya o to, co nie podlega jego kontroli. Oboje przyrzekają sobie wierność i cierpliwość. Jak w każdym małżeństwie, zdarzają im się lepsze i gorsze – a czasami koszmarnie złe – dni. Załamani kolejnym nawrotem choroby, podejmują dramatyczną decyzję: nigdy nie będą mieć dzieci. Kiedy jednak Lucy podczas rutynowej kontroli dowiaduje się, że jest w ciąży, reguły przestają się liczyć, a Lucy i Mickey muszą na nowo zdefiniować swój związek.
Autorka przeszła samą siebie, ukazując portret tego małżeństwa. Trudy życia codziennego, opisane z brutalną dokładnością. Odzwierciedlenie uczuć i charakteru tych postaci nie było proste, ale się udało. Na stronach tej książki znajdziemy: ból, strach, odwagę, niekiedy nie zrozumienie, ale przede wszystkim siłę i bezgraniczną miłość. Miłość do męża. Miłość do nienarodzonego dziecka. Trudny wybór i zarazem wyrok skazujący siebie. Walka o ten cud, który zesłał im Bóg, walka ze światem. Walka z bólem i targowanie się ze śmiercią. Aborcja. Czy aby na pewno ? Dylemat moralny, dylemat matki. Jaka decyzja? No właśnie matka a tym samym żona, żona chorego człowieka. Nasza bohaterka to kobieta, która nie boi się ryzykować, nie boi się wejść w związek małżeński z chorym psychicznie człowiekiem. Która walczy z rakiem. W tej historii jest nadzieja i jest siła. Siła mieszkająca w ludziach, w rodzinie, w siostrach. Pokazuje jak ważna jest miłość, rodzina i przyjaźń. Wzruszająca, przepełniona emocjami opowieść, która zostaje w pamięci i w sercu na długo. Prawdziwa miłość nie zna granic, jest twardsza niż skała, elastyczna niczym guma i ma słodko- gorzki smak. Prawdziwa miłość to wyzwanie. „Lucy, każde małżeństwo to taniec, czasem kłopotliwy, czasem dający wiele radości, a przez większość czasu po prostu spokojny. Z Mickeyem zaś czasami będziesz musiała tańczyć na rozbitym szkle. Pojawi się cierpienie. Pod jego wpływem albo się wycofasz, albo wzmocnisz uścisk, by kontynuować taniec, aż w końcu znów będzie wam łatwo.” Ten cytat
Ka Hancock
chyba mówi wszystko – wszystko- o miłości do chorego człowieka. Jednak czytając poznamy też siłę miłości do dziecka. Nasza bohaterka musi stoczyć walkę. A czym jest walka z nowotworem? Czytając widzimy skalę bólu i cierpienia. Odruchowo próbujemy siebie wyobrazić na miejscu Lucy. Jaką decyzje ja bym podjęła? Czy miałabym tyle siły? Czy miałabym tyle przyjaciół? Jak zachowałby się mój mąż? Takie pytanie pewnie w naszych głowach powstają. Jeśli ktoś miał do czynienia z osobą chorą na raka płuc, to wie co czuje ta druga osoba. Widzimy ile kosztuje ją udawanie, że jest ok.- a wszystko po to by nas pocieszyć. Za pewne te chwile wracają w czasie czytania. Ta książka ma siłę, ale też niezwykły klimat. Mimo tych przeciwności losu, czujemy rodzinne ciepło i coś więcej niż tylko cierpienie. Autorka pokazuje jak ważne są chwile w naszym życiu, jak ważna jest miłość i wsparcie. Jedno jest pewne, chusteczki są potrzebne. Łzy popłyną nie raz. Podoba mi się styl, mamy tutaj wymieszane wspomnienia, dzięki którym poznajemy historię rodzinną i etapy związku Lucy i Micka. Możemy też czytać dziennik, który prowadzi mąż Lucy, a to pozwala mieć wgląd w jego osobowość. Co bardzo pomaga w zrozumieniu tej postaci, skomplikowanej aczkolwiek silnej i kochającej. Większość osób uznałaby go za niewartego uwagi wariata, ale nie Lucy. Autorka doskonale opisuje, wartość każdego człowieka. Od wariata- po nie narodzone dziecko. Ta książka ma w sobie głęboką wartość i kiedyś do niej wrócę. Ta książka jest sama sobie recenzją. A okładka wyraża treść w stu procentach. Odzwierciedla, kruchość , miłość, strach i zaufanie. Moja ocena to 10/10

Komentarze

  1. Czytałam, niesamowita książka, ileż ja łez wylałam podczas jej czytania...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło jeżeli zostawisz po sobie jakiś ślad :-) Daje to wiele radości, gdy po przeczytaniu książki i wstawieniu swojej opinii na jej temat ujrzę pod nią jakiś komentarz :-)

Popularne posty