Opactwo świętego grzechu - Sue Monk Kidd
wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
tłumaczenie: Andrzej Szulc
tytuł oryginału: The Mermaid Chair
premiera : 8 października 2015
„Kiedy człowiek się zakochuje , dzieje się to poza jego wolą. Serce robi to, co robi. Cieszy się autonomią niczym wolny kraj.”
Sue Monk Kidd potrafi czarować, uwodzić czytelnika i przenosić go do innej rzeczywistości. Udowodniła to pisząc „Sekretne życie pszczół”. Do dziś słyszę w uszach melodię wygrywaną przez malutkie skrzydełka żółciutkich miodnych przyjaciół. Widzę tamtą historię i gdzieś tam w środku robi mi się ciepło. Po wspomnianej przed chwilą lekturze byłam zauroczona, dlatego też zależało mi, aby przeczytać kolejną książkę autorki - „Opactwo świętego grzechu”. Mam słabość do okładki, ma w sobie coś chłodnego, tajemniczego, ulotnego i zakazanego. Ma w sobie intymność i pasuje idealnie do treści.
Przeżywająca kryzys wieku średniego, znudzona dotychczasowym życiem i kochającym mężem Jessie Sullivan powraca na wyspę swego dzieciństwa, żeby zaopiekować się matką, która uległa niecodziennemu wypadkowi. Ta podróż w przeszłość stanie się dla bohaterki sposobem na oswojenie demonów z dzieciństwa, pogodzenie się z owianą tajemnicą, tragiczną śmiercią ojca i odnalezienie siebie. Jessie odkryje uśpiony w sobie talent malarski i da się porwać uczuciu, rodem z Ptaków ciernistych krzewów. Czy po powrocie jej małżeństwo z ustatkowanym, kochającym Hughem będzie miało nadal sens? Czy Jessie będzie umiała wrócić do dawnego życia?
„Wszyscy zawodzimy się wzajemnie…”
O czym tym razem napisała Sue Monk Kidd? Niewątpliwie o odnalezieniu własnej drogi. Siebie. Swojego ja. Pogodzeniu się z przeszłością, z prawdziwą historią i z własnymi pragnieniami. Ta historia ma wiele ścieżek, jednak najważniejszą jest spokój ducha. Bywają dni, kiedy czujemy, że coś jest nie tak. Coś nas gnębi, coś uwiera, smuci i szarpie nami jak łódką na morzu podczas sztormu. Niby wszystko jest ok, a jednak coś jest nie tak. Nie jesteśmy w pełni szczęśliwi, a to nas zatruwa. Może nie wszyscy tak mają (i to dobrze) jednak główna bohaterka tej książki coś takiego odczuwała. Ogarnęło ją zmęczenie codziennością, pustka, szarość i zniechęcenie. Wypaliło się to, co było kiedyś. Stała się skorupką pustą w środku. Okoliczności sprawiły, że wyrwała się z rutyny, stawiła czoło przeciwnością, trudnej zagadce, prawdzie i pożądaniu. Zaryzykowała wszystko, aby zakosztować wolności. Człowiek potrafi skrywać przez wiele lat emocje, myśli, ból i strach. Bywa też tak, że tama pęka i jest on bezradny. Szuka ucieczki, drogi, ścieżki prowadzącej do spełnienia. Gdzie jest nasze miejsce? Co jest zgodne z naszym wnętrzem? Jak odnaleźć siebie? Jak odkryć na nowo radość i to co się utraciło? Jak zakosztować radości z otaczającej nas prostoty i codzienności? Ile można poświęcić, aby zyskać coś – siebie? Czasami wyprawa do przeszłości i „szaleństwo chwili” pozwala nam się narodzić na nowo. Dostrzec to, co niezbędne jest nam do życia. Przeobrazić się w wolnego motyla. Przeżyć metamorfozę i o tym również jest ta pozycja. O metamorfozie. Oczywiście nie zabraknie tutaj porywu serca, rozterek, rodzinnych tajemnic i tasaków w roli głównej. Zahaczymy również o zakazaną miłość, skazaną na potępienie i to podwójne. Wszystko to dzieje się na małej wysepce, wśród zakonników, przyjaciół rodziny i psa legendy.
„Wybaczenie jest o wiele trudniejsze od skruchy”.
Skąd pomysł na taką historię? Autorkę zainspirowała przyjaciółka, która opowiedziała jej o swojej wizycie w Anglii i o pewnym „syrenim tronie”. Do tego wszystkiego doszła ciekawość opowieści o Senarze, której legenda zaintrygowała autorkę i to na tyle, że stworzyła ona swoją własną legendę(w oparciu na prawdziwej legendzie), historię oraz tron, który jest podłożem tej całej opowieści. Pomysł na taką historię narodził się w głowie autorki w 2001 roku. Fabuła tej książki utkana jest z faktów, mitów i wyobraźni autorki. Wyspa Egret Island tak naprawdę nie istnieje, stworzyła ją autorka na podstawie kolorowych wysp leżących wzdłuż wybrzeża Karoliny Południowej.
„Tym, co pokochałam w nim najbardziej, było moje własne odrodzenie, to, że dzięki niemu odzyskałam siebie”.
Książka została zekranizowana pod tytułem „Tron syreny”, z Kim Basinger w roli głównej. Nie miałam okazji oglądać, jednak na pewno to nadrobię i porównam z powieścią. Jakie mam zdanie na temat samej powieści? Prawdę mówiąc po lekturze czuje pewien niedosyt – mam mieszane uczucia. Zabrakło mi w tej opowieści czegoś, co mną zawładnie, porwie i wniknie do mojej wyobraźni w stu procentach. Przez większą część lektury coś mi w niej brakowało, a już szczególnie emocji, nostalgii i prawdziwości. Sama nie wiem jak to określić… To, czego brakowało mi tutaj, znalazłam w „Sekretnym życiu pszczół”. Nie mogłam się w pełni odnaleźć w rzeczywistości wykreowanej przez autorkę, czułam się obca i nieprzekonana. Legenda Senary do mnie nie przemówiła, miłość kochanków nie wywołała dreszczyku emocji i pożądania, a najbardziej spodobało mi się to, co działo się pod sam koniec. To tam znalazłam te brakujące emocje i rozwiązanie zagadki. To wtedy główna bohaterka podejmuje życiową decyzję i przestaje żyć w próżni. Podobno „Opactwo świętego grzechu” to także głos autorki w sprawie eutanazji… Myślę, że tak faktycznie jest. Ciekawe, kontrowersyjne i odważne zdanie. Ta książka to Bóg kontra miłość. Bóg kontra człowiek. Jak również człowiek kontra człowiek.
Podsumowując: jest to historia o poszukiwaniu własnej drogi w odmętach życia. To opowieść, która zawiera lepsze i gorsze fragmenty. Jednak między tą pozycją, a „Sekretnym życiem pszczół” jest duży kontrast.
„Myślę, że każdy początek musi zawierać w sobie swoje zakończenie”.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Literackiemu
Książka bierze udział w wyzwaniu:
Klucznik
A ja ani jednej książki tej autorki nie przeczytałam... Ale coraz bardziej jestem za tym, żeby się przełamać i przeczytać.
OdpowiedzUsuńPodobnie jak ja :) Moja mama czytała jedną z jej książek i do dziś mnie namawia na tą lekturę :)
UsuńNie czytałam jeszcze żadnej książki tej autorki. Ale dwie mam w planach i ta będzie trzecia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Ach... Uwielbiam Twoje teksty :) Wyciskasz z książek wszystko to, co w nich najważniejsze.
OdpowiedzUsuńSzczerze się cieszę, że już niebawem zatracę się w tej powieści. Mam wobec niej wielkie oczekiwania, wiem na co stać Sue Monk Kidd. Ale każdy autor ma prawo mieć lepsze i gorsze dzieła, ważne że pisze i że doskonali swój warsztat. Nie każda powieść musi być idealna pod każdym względem.
Pozdrawiam ciepło,
Ami. z RecenzjeAmi.blogspot.com
Okładka jest świetna! Ja ciągle jeszcze nie czytałam żadnej jej książki, ale "Sekretne życie pszczół" mam w planach.
OdpowiedzUsuńRaczej nie dla mnie. Na razie nie przekonuje mnie do siebie tak książka.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej autorce...Ale jak zwykle Twoja recenzja mnie przekonuje do tego, by poznać jej twórczość:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZ jednej strony nie mam specjalnie ochoty na tę książką, ale Ty tak kusisz...:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie ;*
http://ravenstarkbooks.blogspot.com/
Okładka naprawdę przyciąga wzrok. Co do samej autorki, mam chęć przeczytać jej książkę właśnie po recenzjach "Sekretnego życia pszczół". Jednak Twoja recenzja (dodajmy, że świetna) pokrywa się z kilkoma innymi, które czytałam. A o co dokładnie mi chodzi? No, że o fakt, iż między tą książką a Pszczołami jest ogromna różnica. To np. w powieściach różnych autorów bardzo mnie smuci. Jedną historię stworzą dobrą, która stanie się poprzeczką dla kolejnych, choć nie wiem w jakiej kolejności zostały napisane. Niemniej jednak będę miała na uwadze ten tytuł, bo sam fabuła mnie ciekawi. Może zacznę tę historię, a potem "sekretne"? To może być dobry pomysł :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Ciekawe jak mi się spodoba, ponieważ niedługo zabieram się za jej lekturę :)
OdpowiedzUsuńMoje-ukochane-czytadelka
Ja nie czytałam jeszcze żadnej książki tej autorki, jednak na pewno mam w planach "Sekretne życie pszczół", a nad innymi tytułami jeszcze się zastanowię ;)
OdpowiedzUsuńAleja Czytelnika
Jakoś mnie nie przekonuje do siebie. :(
OdpowiedzUsuńMam dwie poprzednie książki autorki na półce <3 (ale jeszcze ich nie czytałam). Nowa też mnie kusi,ale raczej zacznę poznawać twórczość autorki od dwóch pierwszych jej powieści :))
OdpowiedzUsuńKoniecznie, ale to koniecznie muszę przeczytać. Bardzo zaintrygowały mnie pytania, które zadajesz w recenzji: "Gdzie jest nasze miejsce? Co jest zgodne z naszym wnętrzem? Jak odnaleźć siebie?". Dlatego byłam zaskoczona, że nie znalazłaś w "Opactwie" tych emocji, jakich się spodziewałaś... Dobrze, że chociaż zakończenie uratowało całość. Nie czytałam "Sekretnego życia pszczół", dlatego będę miała zapewne mniejsze oczekiwania dotyczące nowej powieści Sue Monk Kidd. Czuję, że to książka idealna dla mnie. PS. Mega zdjęcie, bardzo mi się podoba ta niebieska tonacja. Masz "oko" do ciekawych ujęć :-)
OdpowiedzUsuń