Były sobie świnki trzy - Olga Rudnicka
wydawnictwo: Prószyński i S-ka
liczba stron: 360
PREMIERA: 15 marca 2016
„Jestem zdecydowanie przeciwna zabijaniu kogokolwiek poza własnym prywatnym mężem. Nie jestem psychopatką.”
Mąż okazał się daleki od ideału. Obecne życie przestaje nam odpowiadać, a rozwód nie wchodzi w grę i to przez jeden głupi podpis na intercyzie. Co zrobić? Oczywiście najłatwiej będzie pozbyć się męża, zgarnąć jego szmal i być wolną. Zacząć żyć na własny rachunek i nie musieć udawać głupiej sarny, żeby tylko nadal zostać na pozycji małżonki z kasą. Jak uwolnić się z więzów małżeńskich i na tym nie stracić tylko zyskać? Podpowie swoim czytelnikom Olga Rudnicka. Jej najnowsza książka nosi chwytliwy i wpadający w ucho tytuł, „Były sobie świnki trzy” i jak domyślacie się nie zabraknie w niej humoru…a szczególnie tego czarnego, czy wręcz wisielczego. Nie oszukujmy się, pogoda za oknem jest okropna, raz zima, raz jesień, a innym razem zaczątek wiosny. Jak tu nie zwariować i nie popaść w smętny nastrój? Oczywiście wybierając odpowiednią lekturę. Myślę, że twórczość Rudnickiej nadaje się do tego idealnie. Przekonałam się o tym nie jeden raz, więc i tym razem musiałam się skusić na czarną komedię z trupami, pomyłkami i barwnymi postaciami.
Bycie żoną swojego męża ma pewne zalety – pełne konto i nadmiar wolnego czasu. W zamian wystarczy tylko pilnować, by mąż nie zapominał, dzięki komu żyje pełnią szczęścia. Układ działa jak w zegarku, ale do czasu… Jolka, Martusia i Kama pewnego dnia odkrywają, że w metryce lat im przybywa, nie ubywa, pojawiają się kurze łapki, dodatkowe kilogramy, a w życiu ich mężów inne kobiety. Przyjaciółki postanawiają zmienić swój stan cywilny, zanim zrobią to ich mężowie. Tylko te nieszczęsne intercyzy… W tej sytuacji można zrobić tylko jedno. Zostać bogatą wdową. Żeby to tylko było takie proste…
Każda z nas zdaje sobie sprawę, że się starzeje. Pojawiają się zmarszczki, cellulit i siwe włosy. Koszmar! Czas ucieka, latka lecą, a panowie biznesmeni oglądają się za młodszymi kobietami, które w łóżku są ciekawszym obiektem niż własne żony. Jednej rzeczy jednak nie biorą oni pod uwagę! Tego, że ich nudne, głupie, żonki są zmęczone nimi w takim samym, a nawet większym stopniu. Małżeństwo staje się grą pozorów, w której trzeba wykazać się nie lada talentem, żeby utrzymać swoją pozycję, szczególnie, jeśli w grę wchodzi wygodne bogate życie. Źle jest wtedy, gdy na horyzoncie pojawiają się chmurki rozwodowe. Wtedy żony ogarnia panika! Taką sytuacje znajdziemy w książce Olgi Rudnickiej. Sytuacja ta ukrywa się pod trzema imionami Jolki, Martusi i Kamy oraz oczywiście ich mężów. Pewnego dnia zaczynają kombinować jak z małżonki stać się wdową i to w dodatku bogatą. Oczywiście nie można niczego zepsuć, gdyż nikt nie może się domyślić, że to my stoimy za owymi śmiertelnymi wypadkami. Trzy przyjaciółki, trzech mężów i wiele pomysłów na zbrodnię doskonałą. Takiej, której nie wykryje nawet policjant Kalinka, który pojawia się często na horyzoncie i węszy podstęp niczym opętany obsesją maniak.
Przeczytałam już kilka książek autorki i za każdym razem na swojej drodze napotykam postacie o charakterystycznych nazwiskach. Oczywiście pod tymi nazwiskami kryję się osobowość równie barwna i rozbrajająca. W tym przypadku również tak jest. Kobitki są nie do podrobienia. Zakręcone, szalone, znudzone, barwne, a czasem wręcz naiwne. Każda ma inny charakter, lecz razem tworzą trio doskonałe. Takie, które idealnie nadaje się do komedii pomyłek, a szczególnie do planowania zbrodni na wesoło. Nie da się ich wręcz nie lubić. Co z ich mężami? Typowi faceci: kasa, kobiety, władza… To przykłady mężów bogatych, lecz pod innymi względami wręcz nieidealnych. Nie oferują nic poza cyferkami na koncie. Nie sprawdzają się jako mężowie oraz w niektórych przypadkach nawet jako ojcowie.
„Były sobie świnki trzy” to kolejna historia napisana z przymrużeniem oka. Z oryginalną fabułą, barwnymi postaciami, śmiesznymi dialogami, pomyłkami bez liku i wisielczym humorem. To taki kryminalik na wesoło, który ma pachnieć zbrodnią, ale także rozbawić. Za każdym razem cenię sobie lekki styl autorki, którym czaruje i zachęca do dalszego czytania, tutaj poczułam go zacznie więcej. Nie mogłam się oderwać od lektury, która ma prostą konstrukcję nieprzeładowaną szczegółami i opisami. Autorka wprowadza dawkę świeżości, optymizmu i radości do szarego życia, zarówno bohaterów jak i czytelników. Tworzy postacie, które łatwo zaakceptować na stronicach książek, choć zapewne w realnym świecie z niektórymi byłoby gorzej. Myślę sobie, że nie da się patrzeć na tą historię opisaną w krzywym zwierciadle i się nie śmiać. Atutem książek Olgi Rudnickiej jest ten niewymuszony lekki i charakterystyczny styl, który ocieka ironią, sarkazmem, ciętymi ripostami i komicznym zachowaniem bohaterów. Tym razem nie zabraknie również dynamizmu, który rozsadza nasze bohaterki. Idealna książka dla osób, które mają ochotę na przełamanie standardowego kryminału czymś nieco innym i nie mają ochoty wysilać swoim szarych komórek nad zimną zbrodnią. Oczywiście polecam paniom jak i panom, którzy przekonają się, do czego zdolne są zwyczajne żony.
„Macierzyństwo ma w sobie coś schizofrenicznego.”
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Prószyński i S-ka
Wybacz, ale nic nie przekona mnie, przynajmniej jak w najbliższym czasie do sięgnięcia po jakąkolwiek powieść autorki. ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda, ale rozumiem :) Ja akurat lubię sięgać po książki Rudnickiej :)
UsuńNa przeczytanie czeka u mnie "Diabli nadali" tej autorki i jeśli tylko mi się spodoba, z pewnością przeczytam kolejne jej książki :)
OdpowiedzUsuńTo mam nadzieję, że książka przypadnie Ci do gustu :)
UsuńNa chwilę obecną podziękuję za tę książkę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Szkoda, ale może kiedyś się skusisz :)
UsuńDzisiaj skończyłam czytać - nie sposób się nudzić przy tej książce :) !
OdpowiedzUsuńZgadzam się, w sumie każda książka Rudnickiej niesamowicie wciąga :)
Usuń"Świnki" są moim marcowym "must have". :) Zazdroszczę, że miałaś okazję je już przeczytać, bo ja niecierpliwie się wiercę i nie mogę usiedzieć w oczekiwaniu na premierę. :) Uwielbiam Rudnicką! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Również ją uwielbiam i po każdą jej książkę zawsze bardzo chętnie sięgam :)
UsuńTo musi być ciekawa lektura :)
OdpowiedzUsuńI jest! Polecam :)
UsuńChcę tę książkę przeczytać, bo uwielbiam twórczość pani Rudnickiej:)
OdpowiedzUsuńTo mam nadzieję, że szybko uda Ci się ją zdobyć :)
UsuńLubię Rudnicką, chociaż ostatnio nie mam jakoś nastroju na książki komediowe. Przypuszczam, że kiedyś książkę przeczytam, bo lubię się pośmiać podczas lektury. Muszę mieć jednak odpowiedni nastrój.
OdpowiedzUsuńJa właśnie po książki Rudnickiej sięgam, gdy mam gorsze dni. Wtedy szybko potrafią poprawić mój nastrój :)
UsuńNie czytam kryminałów, ale ta wesoła część powieści może mnie przekona do sięgnięcie po książkę :)
OdpowiedzUsuńTo nie jest typowy kryminał, tak więc powinna Ci się spodobać :)
UsuńBardzo lubię twórczość Rudnickiej. Powyższą książkę już mam, więc to tylko kwestia czasu, kiedy zacznę ją czytać.
OdpowiedzUsuńTo z chęcią poznam Twoją opinię na jej temat :)
UsuńUwielbiam twórczość tej Pani, zawsze przywołuje u mnie uśmiech :)
OdpowiedzUsuńTo tak jak u mnie. Jej książki są dobre na poprawę nastroju :)
UsuńCzytałam i ja - rewelacyjne książka! :)
OdpowiedzUsuńKryminał z dużą dozą humoru brzmi bardzo zachęcająco, dlatego z wielką chęcią sięgnę po tę książkę ;)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie polecam :)
UsuńOd dawna przybieram się do poznania twórczości Rudnickiej - cieszę się, że "Były sobie świnki trzy" czekają już na czytniku. :)
OdpowiedzUsuńA ja z niecierpliwością czekam na Twoją opinię :)
UsuńMoże kiedyś przeczytam, natomiast moja mama na pewno! :)
OdpowiedzUsuńTo liczę na to, że mama będzie Cię namawiać do przeczytania tej książki i wtedy szybciej po nią sięgniesz ;)
UsuńSuper post :) Jako pracownicy Optyk Express przypominamy tylko, że powieści – obojętnie czy tak wciągające, jak ta, czy trochę mniej – powinno się czytać albo przy naturalnym świetle, albo przy porządnej lampce, żeby nie uszkodzić sobie wzroku :)
OdpowiedzUsuńSwoją drogą Pani Rudnicka już zdążyła wciągnąć połowę personelu i z niecierpliwością czekamy na premierę.
Trzymaj się ciepło! :)
Twórczość Rudnickiej ciągle przede mną :)
OdpowiedzUsuń