Ekranizacje i zaległe nominacje

Tym razem dla odmiany kilka słów o filmach, a konkretnie o ekranizacjach książek, które czytałam. Nie będę się rozwodzić na ten temat zbyt obszernie, jednak kilka słów na ich temat napiszę. Mój wybór padł na trzy ciekawe tytuły i myślę, że się ze mną zgodzicie. Oto one: "Love, Rosie" , "Motyl Still Alice", "Odette Toulemonde". W takiej kolejności je oglądałam i w takiej je zrecenzuję.


Love, Rosie

reżyseria: Christian Ditter
scenariusz: Juliette Towhidi
gatunek: Komedia rom.
produkcja: Niemcy, Wielka Brytania
premiera: 5 grudnia 2014 (Polska) 17 października 2014(świat)



Film zdecydowanie różni się od książki, ale to bardzo dobrze. Jakoś nie mogłam wyobrazić sobie większych zbieżności z tekstem napisanym przez Cecelie Ahern. Całość jest lekka, zabawna i optymistyczna. Film bardzo mi się podobał, gdyż pokazał historie dobrze mi znaną, ale w innej odsłonie… skróconej, ciut przerobionej, ale smakowo podobnej do książkowej wersji. Po raz kolejny mogłam przeżyć te same emocje i uzupełnić filmowe luki, tym co zapamiętałam z tekstu. Bardzo miło wspominam i chętnie obejrzałabym jeszcze raz.

Motyl Still Alice

reżyseria: Richard Glatzer, Wash Westmoreland
scenariusz: Richard Glatzer, Wash Westmoreland
gatunek: Dramat
produkcja: Francja, USA
premiera: 3 kwietnia 2015 (Polska) 8 września 2014 (świat)



Myślę, że od początku domyślicie się na podstawie, której książki film ten został nakręcony… Tak, oczywiście chodzi o powieść Lisy Genovy „Motyl”. Od samego początku skojarzyłam sceny z książką (a żeby było śmiesznie, to zaczęłam oglądać, nie wiedząc co oglądam… wybór męża… o tytuł nie pytałam… no i proszę niespodzianka). Muszę przyznać, że jestem zaskoczona zarówno doskonałym odzwierciedleniem tej historii jak i swoją pamięcią, gdyż z łatwością odgadywałam co się za chwilę wydarzy. Julianne Moore spisała się wybornie jako Allice. Wzruszający, klimatyczny i realny film o paskudnej chorobie jaką jest Alzheimer. Jedyne do czego mogę się przyczepić to ten tytuł…w ogóle mi się nie podoba. 

Odette Toulemonde

reżyseria: Eric-Emmanuel Schmitt
scenariusz: Eric-Emmanuel Schmitt
gatunek: dramat komedia
produkcja: Belgia Francja
premiera: 6 listopada 2006 (świat)



Gdy tylko odkryłam, że ten film istnieje, wiedziałam że muszę go obejrzeć. Jak wiecie uwielbiam twórczość E. E. Schmitta więc nie mogłam przepuścić takiej okazji, żeby obejrzeć jego dzieło na ekranie. Zobrazował drugą wersję Odette (którą ostatnio czytałam). Jaka jest? Myślę, że kobieca, symboliczna (powiedziałabym, że nie można odbierać jej dosłownie). Jest niezwykle optymistyczny i odzwierciedlający treść opowiadania. Całości dopełniają francuskie piosenki…Pokuszę się o stwierdzenie, że jest to nie tylko komedia, to momentami parodia w wyborowym wydaniu. Sympatyczny film, który umili wieczór. Uwielbiam francuskie kino, piosenki i ogólnie całą tą otoczkę… Wart polecenia…

„Szukamy szczęścia nie tam, gdzie trzeba… bezmyślnie… Żeby być szczęśliwym, trzeba poznać siebie i zaakceptować.”

Postanowiłam też odpowiedzieć na zaległe nominację, tak więc na pierwszy rzut idzie #TeaBookTAG od rude z bloga http://ruderude-czyta.blogspot.com/


Czarna herbata, czyli Twój ulubiony klasyk.

Pierwsze pytanie i od razu problem z odpowiedzią ;p Wstyd się przyznać, ale żadnego klasyku w całości nie przeczytałam (jeszcze). Obecnie jestem na etapie zapoznawania się z „Przeminęło z wiatrem”… Kiedyś zaczęłam też swoją przygodę z „Lalką” Prusa, jednak wakacje się skończyły a je tego tomiszcza nie przeczytałam do końca, odłożyłam na półkę i nie wróciłam ponownie. Sama nie wiem dlaczego, bo książka mi się podobała. To pytanie, uświadomiło mi, że muszę znów do niej w wolnej chwili wrócić. 



Zielona herbata, czyli książka tak nudna, że przy jej czytaniu zasypiasz.

Szczerze mówiąc, oczy mi się czasami zamykają nawet przy tych ciekawych książkach. Wszystko zależy od zmęczenia i rozkojarzenia. Jednak kiedyś usypiały mnie „Dziady” a także książka Jerzego Pilcha „Wiele demonów”.


Czerwona herbata pu-ehr, czyli książka, w której bohaterowie ciągle się przemieszczają.

Papierowe miasta” Greena, My Davida Nichollsa i jeszcze kilka tytułów z podróżami w czasie.



Herbata oolong, czyli książka, której poświęca się zbyt mało uwagi.

Moim zdaniem Minione życia Wojciecha Barana. Książka naprawdę wciągająca i warta uwagi. Zaskakująco dobry debiut – takich powinno być więcej.



Biała herbata, czyli książka niezasłużenie popularna.

Tak jak urzekło mnie Hopeless tak strasznie zawiodłam się na kontynuacji Losing Hope.



Herbata yerba mate, czyli książka, przy której trzeba przebrnąć przez pierwsze rozdziały, aby akcja się rozwinęła.

Ostatnimi czasy opornie szło mi czytanie Próżnej. Od samego początku już nie mogłam wczuć się w klimat, liczyłam na jakieś rozkręcenie, ale wielkiego bumm nie było.



Herbata ziołowa, czyli książka którą czytano Ci na dobranoc gdy byłeś mały.

Baśnie H. Ch. Andersena ;) Pamiętam też książkę „Bajki i opowiastki na 365 wieczorów” no i moja ulubiona „Pingwinek Pingu lubi się bawić”.



Herbata owocowa, czyli Twoja ulubiona lekka książka.

Oj takich książek jest dużo… Pora na życie Cecelii Ahern, "Oddawaj różdżkę, Phong!” no i oczywiście… słynna Saga „Zmierzch”.



Iced tea, czyli książka, która zmroziła Ci krew w żyłach.

Dreszczyk poczułam podczas lektury „Niechcianych”

I nominacja do LBA od Lilianna M. Scott z bloga http://majkabloguje.blogspot.com/

1. Gdyby była możliwość zamienienia się życiem z jednym bohaterem książkowym na jeden dzień, którego byś wybrała i dlaczego?

Takich postaci znalazłoby się pewnie kilka, ale ja postawie na doktorka Watsona. Miło by było, choć jeden dzień spędzić w towarzystwie słynnego Holmesa. To byłby niezapomniany dzień, pełen wrażeń i intelektualnych zagadek.

2. Gdzie chciałabyś spędzić wymarzone wakacje?

Trudny wybór… Postawię jednak na Francję a zaczęłabym od Paryża. Oczywiście z aparatem pod ręką, aby uwiecznić piękne widoki, uliczki i ludzi na czarno – białych zdjęciach.

3. Czym są dla ciebie książki?

Książki są dla mnie odskocznią od codzienności. Podróżami po krainach, światach, państwach i miastach. Przyjaciółmi literackimi o wielu twarzach i imionach. To pasja… to lekarstwo na nudę, a także nałóg ;)

4. Ulubiona piosenka?

Tutaj to mam dylemat… Postawię jednak na Michaela Jacksona „You are not alone” .

5. Jaki jest twój ulubiony gatunek literacki?

Zaczynam rozkoszować się kryminałami… opowiadania mnie fascynują, a literaturę obyczajową uwielbiam. Natomiast fantastyka i romans pozwalają mi na relaks…

6. Z jaką baśnią kojarzy ci się dzieciństwo?

Pamiętam baśnie H. Ch. Andersena, które zresztą do dziś stoją na maminej półce.

7. Wierzysz w magię i znaczenie liczb?

Raczej nie.

8. Wierzysz w przeznaczenie?

W przeznaczenie łatwiej mi uwierzyć niż w znaczenie liczb. Ono ma w sobie coś intrygującego i magicznego a także stanowi łatwą wymówkę ;)

9. Która książka leży najbliżej ciebie?

„Tajemnica domu Helclów” – prawie wcale się z nią nie rozstaje ;)

10. Myślałaś kiedyś nad napisaniem książki? Jakiej?

Tak i powiem więcej – nadal myślę. Kiedyś marzyłam o powieści, teraz chciałabym pójść drogą Munro i E.E Schmitta;)

11. Dlaczego zaczęłaś czytać?

Myślę, że miłością do książek zaraziła mnie moja kochana mama. Odkąd pamiętam zawsze czytała i nadal ma swój zbiór książek. To jej zawdzięczam swoją pasję ;)

Komentarze

  1. Oglądałam ,,Love, Rosie", ale nie przypadło mi do gustu.. Książka była piękna, a film słaby ;/

    OdpowiedzUsuń
  2. Z wymienionych ekranizacji widziałam jedynie "Love Rosie", które nawet mi się podobało ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj tak realizm obok Moore jest największym atutem filmu.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Motyl Still Alice" widziałam i zrobił na mnie równie duże wrażenie co książka.

    OdpowiedzUsuń
  5. Z Love Rosie sama planuję zrobić sobie seans :) Bardzo ciekawe odpowiedzi! Również uwielbiam Hopeless i mam już na półce Losing Hope, której się obawiam, że właśnie tak jak Ciebie, po prostu mnie rozczaruje.

    OdpowiedzUsuń
  6. "Love Rosie"czytałam jeszcze jak była pod tytułem "Na końcu tęczy"-muszę przypomnieć sobie tę powieść. Żadnego z filmów nie oglądałam i muszę przyznać, że nie żałuję, bo zdecydowanie wolę książki niż filmy :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny tag :D Kocham herbatę i książki zainteresował mnie xd "Motyl" świetny film

    OdpowiedzUsuń
  8. Chyba podobnie jak Ty nie umiem zdecydować, który gatunek literacki lubię najbardziej :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo miło Cię poznać bliżej, dobre pytania, piękne odpowiedzi:) A film...zdecydowanie "Still Alice":) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Ekranizację ,,Love, Rosie" mi akurat nie przypadła do gustu.
    Gratuluję nominacji!

    OdpowiedzUsuń
  11. Film "Love, Rosie" bardzo przypadł mi do gustu. Dużo ciekawego się o Tobie dowiedziałam.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie oglądałam żadnego z powyższych filmów. Chyba muszę nadrobić ;) A jeśli chodzi o bajki z dzieciństwa, to mi również kojarzy się od razu Andersen ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Filmową wersje "Love, Rosie" uwielbiam! Gratuluję nominacji, ten tag jest świetny :)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie ~Inna
    happy1forever.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Chcę obejrzeć film "Love, Rosie" - książka bardzo mi się podobała. :)
    Od dawna planuję przeczytać "Motyla"

    OdpowiedzUsuń
  15. Mi Love, Rosie jako książka bardzo się podobała, ale film to dla mnie była tragedia niestety. Ale to tylko moje zdanie :)

    OdpowiedzUsuń
  16. DO tej pory nie czytałam ani nie oglądałam "Love Rosie". Mam ogromną ochotę na książkę, ale nie mogę na nią trafić w bibliotece...

    OdpowiedzUsuń
  17. Słyszałam o pierwszych dwóch filmach i chcę je kiedyś obejrzeć. Tytuł tego drugiego jest moim zdaniem idiotyczny i nie mam pojęcia, kto go tłumaczył. Z jakiej racji jedno słowo po polsku, a reszta została w oryginale. To jeden z najgorzej przetłumaczonych tytułów.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło jeżeli zostawisz po sobie jakiś ślad :-) Daje to wiele radości, gdy po przeczytaniu książki i wstawieniu swojej opinii na jej temat ujrzę pod nią jakiś komentarz :-)

Popularne posty