Pocztówki prosto z serca – Ella Griffin
„Człowiek
nie rodzi się z tatą. Rodzi się z ojcem, który staje się tatą w setkach tysięcy
drobnych chwil”.
Dawno, dawno temu kupowałam książki nałogowo. Z czasem
nazbierało się ich naprawdę dużo – zbyt dużo – żebym mogła je wszystkie
przeczytać. W tamtym czasie moje życie wskoczyło na zupełnie nowe tory i nie
było mowy o przeczytaniu zaległości. Dlatego teraz znajdujecie tutaj recenzje staroci,
ponieważ wracam do moich książkowych wyborów sprzed kilku lat. Tym razem mój
wybór padła na Pocztówki prosto z serca,
na które trafiłam podczas zakupów w markecie. Czy było warto kupić ją w
promocyjnej cenie? Czy warto było wrócić po latach i pozwolić skusić się
opisowi na okładce?
Saffy ma wymarzoną pracę w wiodącej agencji reklamowej w Dublinie. Stara się trzymać na dystans swoją rozpieszczoną matkę, noszącą fioletowe kozaczki. Sądzi, że jej chłopak Greg – aktor, który ma być następnym Colinem Farrellem – wreszcie się jej oświadczy.
Conor uwielbia piękną Jess, lecz po siedmiu latach związku i narodzinach bliźniąt ona wciąż nie chce za niego wyjść. Conor spędza dnie nauczając nastolatków, a nocami pisze książkę, która ma zmienić wszystko – także nastawienie ukochanej. Szczęśliwe zakończenia nie przychodzą jednak łatwo.
Nie – nie było warto. Mam z tą powieścią problem,
ponieważ początek zapowiadał się dobrze i czytało mi się naprawdę przyjemnie.
Już cieszyłam się na myśl, że trafiła mi się świetna książka na jesienne
wieczory i nawet zaczęłam żałować, że tak długo kazałam jej czekać na półce. Szybko
jednak zmieniłam zdanie. Tak szybko jak pojawił się mój entuzjazm – pojawiło
się rozczarowanie. Akcja toczy się tutaj dość szybko, kataklizmy spotykają
naszych bohaterów raz za razem, a fabularnie robi się bigos. Wszystkiego jest
zbyt dużo, z żadnym z bohaterów się nie żyłam ani nawet żadnego jakoś bardzo
nie polubiłam. Byli mi obojętni, choć przyznaję, że momentami iskierka
ciekawości się pojawiała. Mało tego, zakończenie jest totalnie do kitu.
Wyobraźcie sobie, że macie nagromadzenie różnych wątków, wydarzeń i kataklizmów,
jakie tylko mogą wydarzyć się w ludzkim życiu. Czytacie i zderzacie się z tym
na czterystu stronach aż tu nagle ciach – wszystko odcięte grubą kreską i
koniec. Dostajemy zakończenie i zostajemy z kilkoma niedomówieniami. Bigos
uwielbiam, ale nie fabularny.
Pocztówki
prosto z serca byłyby świetną propozycją dla miłośników
romansu i obyczajówki, gdyby autorka przystopowała, nie mieszała tyle w życiu
bohaterów, a oni samy byliby mniej irytujący, bardziej ludzcy i warci zapamiętania.
Przyznaje, że pomysł na fabułę ma potencjał, ale nie został wykorzystany. Mamy
tutaj dwie pary i dwa spojrzenia na miłość i związek. Poruszany jest temat
toksycznego związku, braku ojca w życiu dziecka, tęsknotę, strach przed stratą,
niespełnienie i żal. Z tego mogło wyjść coś naprawdę dobrego, ponieważ zdarzają
się momenty, które nabierają rumieńców i to pod koniec powieści. Jestem
rozczarowana, a szkoda, bo tytułowe pocztówki prosto z serca były świetnym tłem
dla tej powieści.
Komentarze
Prześlij komentarz
Będzie mi bardzo miło jeżeli zostawisz po sobie jakiś ślad :-) Daje to wiele radości, gdy po przeczytaniu książki i wstawieniu swojej opinii na jej temat ujrzę pod nią jakiś komentarz :-)