Projekt Riese – Remigiusz Mróz
„(…) każda najmniejsza decyzja, którą podjąłeś w życiu,
doprowadziła cię do tego konkretnego miejsca, tu i teraz. Jeżeli podjąłbyś w
którymkolwiek momencie inną, znajdowałbyś się gdzieś indziej”.
Remigiusz Mróz jest jednym z najpopularniejszych autorów w
naszym kraju i chyba nikomu nie trzeba tego Pana obszernie przedstawiać, a już
na pewno nie osobom, które żyją książkami. Nawet jeśli, ktoś nie czyta książek tego
autora to i tak wie o kim mowa. Ja w swojej czytelniczej karierze przeczytałam
tylko trzy jego książki, pierwszą była Kasacja, drugą Listy zza grobu, a
trzecią najnowsza powieść autora – Projekt Riese. Czy było warto? O tym za
chwilę!
Riese. Największy projekt nazistowskich Niemiec, którego przeznaczenie wciąż pozostaje nieznane. Niegdyś być może podziemne miasto, arka przetrwania lub fabryka, w której pracowano nad bronią jądrową – dziś atrakcja turystyczna w Górach Sowich.Odwiedzić postanawia ją pięcioro ludzi, zupełnie nieświadomych tragedii, która ma ich spotkać. Podczas eksploracji tuneli dochodzi do trzęsienia, a stropy ulegają zawaleniu, odcinając turystów od świata i pozbawiając ich szans na ratunek. Robią wszystko, by przeżyć, powoli uświadamiając sobie, że na powierzchni wydarzyło się coś, co sprawiło, że znany im świat przestał istnieć…
I że to oni mogą być jedynymi, którzy przetrwali kataklizm.
„Nic nie
jest ostateczne. Nawet śmierć”.
Projekt Riese
to 480 stron całkiem dobrej fantastyki, przy której można miło spędzić czas. Praktycznie
już na samym początku trafiamy do zupełnie nowej rzeczywistości, niby znanej,
ale nie do końca. Bohaterowie są zdezorientowani, nie ufni i pozostawieni sami
sobie, a jeden z nich ewidentnie coś ukrywa. Początek jest dynamiczny i
zagrażający życiu pięciorgu głównym bohaterom. Im dalej w fabułę tym ciekawiej
i bardziej niebezpiecznie. Co znajdziemy w tej historii? Niebezpieczeństwo,
dynamikę, wrogość, chęć przeżycia za wszelką cenę, rodzące się uczucie,
tęsknotę i dobrze zamaskowany fałsz. Bohaterowie nie tylko przechodzą
metamorfozę, ale również doskonale się maskują. Jest coś, co mnie w pierwszej połowie książki
strasznie irytowało, a mianowicie żonglowaniem imieniem Natalia/Natasza i ja
rozumiem, że to celowe, ale nie zmienia to faktu, że wkurzające. Pomysł na fabułę
okazał się bardzo ciekawy, z tym że od pierwszych stron moje myśli poszybowały
w kierunku serialu Dark. Prawdę mówiąc ta myśl nie opuszczała mnie do samego
końca i dzięki temu trafnie rozszyfrowałam zakończenie – no dobra jego część.
Jeśli o zakończeniu mowa to zostawia ono autorowi otwartą furtkę, gdyby ten
jednak zechciał napisać kontynuację, ale również czytelnikowi, aby mógł sobie
dopisać ciąg dalszy w swojej wyobraźni. A pole do popisu jest spore! Czy warto
sięgnąć po Projekt Riese? Myślę, że dla laików w tematyce science fiction –
takich jak ja – okaże się przyjemną lekturą. Podsumowując: nie wiem, na jakich
dopalaczach autor pisze swoje książki, ale tutaj mocno popłynął i zafundował mi
całkiem niezłą dawkę rozrywki. Dla osób, które są przesycone kryminalnymi
historiami Remigiusza Mroza ta książka może okazać się dobrą odskocznią i
resetem.
Fantastyki nie czytam, więc tym razem, nie jest to książka dla mnie.
OdpowiedzUsuńWłaśnie nadrabiał Chyłkę, do niej też pewnie kiedyś dojdę 😊
OdpowiedzUsuń