Rozważania psa Mafa i jego przyjaciółki Marilyn Monroe - Andrew O'Hagan
wydawnictwo: Świat Książki
data wydania: 23 lutego 2011
liczba stron: 288
„Marilyn była dziwnym i nieszczęsnym stworzeniem, ale miała zarazem więcej wrodzonej komiczności niż wszyscy inni znani mi ludzie. Więcej komiczności i więcej artyzmu. Nie dla niej ponura mina i przymykanie oczu na absurdy, jakie niesie ze sobą życie. Wrażliwość Marilyn na żarty i moralne rozterki zachwyciłaby najtęższe psychoanalityczne umysły Wiednia. Nie minęło dużo czasu, gdy została moim najbliższym przyjacielem.”
Marilyn Monroe to postać intrygująca i kontrowersyjna i chyba nie ma osoby, która nie kojarzy tego nazwiska ze zdjęciem zmysłowej seksbomby lat 50 i 60. Najbardziej znane zdjęcie to chyba to z planu filmowego „Słomiany wdowiec”, wiecie to w białej sukni, która unosi się, gdy Marilyn stoi na klatce wentylacyjnej metra. Ikona kultury, kina. Z tego co wiadomo jej życie do nudnych nie należało, a spekulacji na ten temat można znaleźć dość dużo. Jaki obraz można z nich stworzyć? Czy będzie pasował do cytatu powyżej?
Maf jest maltańczykiem. Marilyn Monroe dostała go od Franka Sinatry. Maf ma skłonność do filozofowania i nosi obrożę po słynnym psie Virginii Woolf. Towarzyszy swej coraz bardziej sfrustrowanej pani w ostatnich latach jej życia. Uczestniczy w seansach terapeutycznych,w przyjęciach dla filmowców i literatów,w lekcjach gry aktorskiej i wspólnie z nią czyta listy Freuda… Zaskakująca powieść, pełna znanych postaci i ich… psów, jest tyleż pomysłową biografią Marilyn, co pełną ciekawych spostrzeżeń panoramą artystycznego i intelektualnego życia Ameryki początku lat 60-tych: kraju, w którym nikt nie jest tym, za kogo się podaje.
Kupiłam tę książkę pod wpływem impulsu podczas zakupów w markecie. Sama tylko nie wiem co mnie skłoniło, że wybrałam akurat ją. Czy było to nazwisko Marilyn Monroe, czy to, że miała psa? A być może kolor okładki? Opis też czytałam jednym okiem, więc może to on mnie skusił? Cena zapewne też, bo jakaś kosmiczna nie była. Przyjmijmy, że wszystko po trochu z przewagą koloru, nazwiska i psa. Przyznam się, że nigdy szczególnie nie interesowałam się życiem Marilyn Monroe. Raz nadszedł mnie impuls żeby bardziej tej postaci się przyjrzeć, ale skończyło się na obejrzeniu „Słomianego wdowca”. Moja przygoda z pogłębianiu wiedzy na jej temat nie zakończyła się z powodu zawodu jaki wywołał we mnie film, bo ten akurat zrobił na mnie całkiem dobre wrażenie. Po prostu nie zależało mi na tym chyba aż tak bardzo i inne obowiązki przyćmiły choćby innych produkcji z jej udziałem. Dlatego pewnie skusiłam się na książkę Andrew O’Hagana. Czy to była dobra decyzja?
„Rozważania psa Mafa i jego przyjaciółki Marilyn Monroe” to podobno zaskakująca powieść ze znanymi postaciami, przynajmniej tyle obiecuje druga połowa opisu. Wiecie jak to jest, obiecanki cacanki, a głupiemu radość. Dawno chyba nie czytałam tak kiepskiej książki. Niedawno męczyłam się przy opowiadaniach Toma Hanksa, jednak w porównaniu z książką Andrew O’Hagana to Hanks spisał się naprawdę dobrze. Zacznijmy od tego, że zanim poznamy Marilyn Monroe musimy przeczytać mniej więcej 50 stron. Tam znajdziecie losy psa, jego przodków, to w jakie ręce trafiał oraz jego i napotkanych zwierząt wywody na temat filozofów i ich teorii. Tak więc, już od początku poznajemy trochę postaci, później robi się jeszcze więcej. Rozważań inteligentnego psa też będzie sporo i momentami było to męczące. Jak dla mnie zbyt mało Marilyn w tej książce, a za dużo psa filozofa, mimo iż on w tej historii jak i w tytule pełni ważną funkcję. To właśnie jego oczami poznajemy słynną Monroe, która jest w trakcie rozwodu ze swoim mężem. Nie do końca może się z tym uporać, a także ze swoją przeszłością i rolą ojca w swoim życiu. Razem z dwójką bohaterów uczestniczymy w imprezach, terapiach, a nawet jesteśmy zamknięci.
Dla tej książki odłożyłam „Dziwne losy Jane Eyre” i to był duży błąd, bo w porównaniu z takim kalibrem literackim to już całkiem efekt jest marny. Szczerze mówiąc czytanie tej książki nie można zaliczyć do przyjemności, miałam wręcz ochotę wyrzucić ją kąt i wybrać coś innego. Myślałam, że gadający pies (którego ludzie i tak nie słyszą) to ciekawy pomysł na narrację i fabułę jednak się myliłam. Nie da się tego przeczytać od deski o deski nie pomijają niektórych fragmentów. Gniot jakich na moich półkach mało. Jedyny plus to okładka, ona jedynie zaspokaja moje oczekiwania i lepszej sobie nie mogę jakoś wyobrazić.
„Powieść musi być tym, czym tylko powieść może być; musi budzić marzenia, otwierać umysł.”
Szkoda, że książka okazała się słabo. Raczej po nią nie sięgnę, ale jeśli wpadłaby mi w ręce to z ciekawości pewnie bym przeczytała. :D
OdpowiedzUsuń