Skrajnie Mylne Sygnały - Federica Bosco


wydawnictwo: Prószyński i S-ka
data wydania: 5 lipca 2016
liczba stron: 152

„Zamiast silić się na perfekcję, powinniśmy pokazać wszystko to, co najgorsze: jacy jesteśmy niesympatyczni, źle wychowani i roztargnieni. Jeśli ktoś nas takimi pokocha, to reszta przy tym to bułka z masłem!”

Bywają dni, kiedy mamy ochotę na lekką lekturę, przy której nie musimy zbyt wiele myśleć, a chcemy dobrze się bawić. Ostatnio miałam właśnie taką potrzebę i sięgnęłam po książkę „Skrajnie Mylne Sygnały”, którą napisała Frederica Bosco. Nazwisko nie było mi obce i wszystkimi drogami prowadziło do przeczytanej jakiś czas temu innej powieści tej autorki, a chodzi o „Nie tacy oni straszni”. Pamiętam, że dobrze się bawiłam podczas czytania (recenzja tutaj) i miałam ochotę na więcej. Chciałam i mam. Jak wrażenia?
W życiu Brigitty, bohaterki powieści, nie brakuje namiętności… ani absurdu! Jest w związku z Lucą (choć niektórzy twierdzą, że raczej z jego komórką) – mężczyzną, którego można opisać za pomocą trzech Z: Zaskakujący, Zniewalający, a przede wszystkim – Zajęty! Śnił mi się taki koszmar: jego żona owinęła go całego wstążką do pakowania prezentów i mógł oddychać tylko przez dwie słomki, które wystawały mu z dziurek nosa. A kiedy zjawiłam się tam, aby go uratować, dyrektor banku oznajmił mi, że jeśli chcę go uwolnić, to muszę zapłacić 150 tysięcy euro, żeby spłacić jego kredyt.
Moje oczekiwania wobec tej książki były naprawdę duże, szczególnie jeśli chodzi o dawkę ironii, poczucia humoru oraz ciekawej historii, która miała być komedią pomyłek. Pamiętając poprzednią książkę autorki, którą byłam oczarowana. Na dowód mojego zachwytu i moich wygórowanych oczekiwań przytoczę mały fragment z mojej recenzji: książka, którą warto mieć i przeczytać. Nie tylko przyjemna, lecz na swój sposób pouczająca. Opowieść o przeciwnościach losu, pechu i chaosie…o miłości, przyjaźni, rodzinie i upokorzeniach. O potrzebie spokoju… Całość jest rewelacyjna. W tej książce znajdziecie dużą dawkę dobrego humoru i zakochacie się w niej od pierwszego zdania. To pigułka rozweselająca w formie książkowej. Taka tragikomedia i bajka w jednym. Lekarstwo na jesienno – zimową chandrę (która niestety już coraz bliżej). Lubicie testować wytrzymałość bohaterów? W takim razie tutaj znajdziecie to, co trzeba. Ja ją uwielbiam… 

Niestety tym razem nie obyło się bez rozczarowania. Historia była przewidywalna, mało oryginalna, błyskotliwego humoru niewiele, a bohaterka mnie irytowała swoją naiwnością i zachowaniem. Ja rozumiem, że ona taka miała być, ale Bri to już jak dla mnie szablonowa idiotka (zakochana z klapkami na oczach). Tak wiem, miłość bywa ślepa. Sama niejeden raz miałam podobne klapki na moich patrzałkach, może nawet byłam naiwną idiotką, pisywałam sms-y i to dużo, ale romansu z żonatym facetem jeszcze nie zaliczyłam (jeden błąd mniej). Patrząc w przeszłość można być ze sobą szczerym, albo chociaż próbować i spokojnie można doliczyć się kilku błędów z czystym sumieniem, być może to dlatego tak drażni mnie główna bohaterka. Naczytało się i naoglądało sporo, romanse żadną nowością nie są, słodkie słówka bywają dwuznaczne i dość często bywają też śmieszne, krótko mówiąc wszystko razem bywa oklepane i pachnie tanimi kłamstwami na kilometr. Szczególnie jeśli od początku do końca wszystko wydaje się szablonowe i raczej mało zaskakujące.

Ta książka broni się tylko tym, że faktycznie można się przy niej odprężyć. Jest bardzo krótka bo można ją spokojnie połknąć w dwie godzinki może nawet mniej jeśli ktoś szybko czyta. To takie babskie czytadełko – romansidełko. Oczywiście nie ma w tym nic złego, gdyż sama lubię sięgnąć po tego typu książki, jednak tym razem autorka poszła totalnie na łatwiznę. Może i chciała zwrócić uwagę czytelnika na problem jakim jest zniewolenie przez technologię, w tym wypadku w grę wchodzą sms-y. Uzależnienie od tej formy komunikacji, choć to też żadna nowość i ludzie od dawna flirtują ze sobą w ten sposób, nawet żyją w związkach na odległość i tak się codziennie komunikują. Nawet jeśli całość miała za zadanie śmieszyć to i tak wypadła blado w porównaniu z tym co Frederica Bosco pokazała w „Nie tacy...”. Mam mieszane uczucia do tej książki, bo z jednej strony jestem rozczarowana, a z drugiej dostałam to co chciałam, czyli odmóżdżacz. Proponuję przeczytać, zrelaksować się i zapomnieć. Przetrawić nie ma co, no może tylko prawdę życiową, że romanse są średnio fascynujące. Czy polecam? I tak i nie. Tak, jeśli masz ochotę na coś w tym stylu – ma być lekko i szybko. Nie, jeśli szukasz ambitniejszej literatury. A jeśli masz ochotę na naprawdę dobrą dawkę ironii i chcesz się nieźle pośmiać to proponuję sięgnąć po wspomnianą w tekście książkę autorki, która jest naprawdę dużo lepsza.

Za możliwość przeczytania ebooka dziękuję wydawnictwu Prószyński i Sk-a

Komentarze

  1. Nie sądze, że to lektura dla mnie. Nie odnajduję się w takich książkach. Zresztą nie brzmi zachęcająco, więc nie będę żałować.
    pozdrawiam, polecam-goodbook.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Zabawna książka, mile ją wspominam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj na pewno zapiszę sobie ten tytuł i sięgnę po niego, jak będę potrzebować czegoś na poprawę nastroju!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło jeżeli zostawisz po sobie jakiś ślad :-) Daje to wiele radości, gdy po przeczytaniu książki i wstawieniu swojej opinii na jej temat ujrzę pod nią jakiś komentarz :-)

Popularne posty