Lunatycy - Jan Favre



wydawnictwo: self Publishing
data wydania: 26 października 2017
liczba stron: 372

„Wszyscy musimy mieć jakieś marzenia. I nadzieję, że możemy osiągnąć coś więcej, niż mamy.” W taki oto sposób zachęca nas do snucia marzeń Cecelia Ahern w jednej ze swoich książek natomiast w innej Magdalena Witkiewicz radzi „Nie bójcie się marzyć. Marzenia się spełniają. Wystarczy tylko zrobić pierwszy, najtrudniejszy krok. Potem być może trudny drugi i trzeci...” Pozwoliłam sobie dzisiejszą recenzję zacząć od cytatów nie pochodzących z książki, którą recenzuje. Oba pasują jednak idealnie i pochodzą z dorobku moich ulubionych autorek. Wiecie z tymi marzeniami to jest często tak, jak z przysłowiowym kijem z marchewką na sznurku. Podążamy za tym patykiem każdego dnia, nawet jeśli tylko siedzimy i obserwujemy dyndającą świeżutką, pomarańczową marchewkę, to i tak nadaje ona sens naszej egzystencji. Daje nadzieję, że pewnego dnia ją po prostu schrupiemy i będziemy szczęśliwie najedzeni. Gapimy się w to warzywo jak sroka w gnat, próbujemy dosięgnąć, a gdy to się nam udaje to okazuje się, że nie była wcale tak smaczna i świeża na jaką wyglądała. Więcej mieliśmy już radochy z patrzenia na nią niż z pożarcia jej. Nie, marzenia nie są wcale złe. Nadają sens, wlewają w nas nadzieję, kolory, barwy...mamy cel do osiągnięcia. Tylko nie zawsze ten wymarzony cel jest taki jak oczekiwaliśmy. Książka, którą tym razem chcę wam zaproponować jest właśnie o marzeniach. O podróży w celu pożarcia marchewki. O tym co daje oczekiwanie na spełnienie wymarzonego celu. I o smaku jaki często posiada.

„Lunatycy” o mały włos nie trafili by w moje ręce. Gdy dostałam propozycję zrecenzowania tej książki to w pierwszym odruchu chciałam ją sobie odpuścić. Powodem był brak czasu, a tym samym ograniczona ilość „miejsc” w kolejce książek do przeczytania. Zaległości i tak mam już spore, szczególnie jeśli chodzi o książki prywatne nie tyle o egzemplarze recenzenckie, bo tu choć propozycji jest wiele to muszę niestety wybierać tylko kilka z tych, które mnie kuszą i którymi ja jestem kuszona. Tak więc, już miałam sobie darować książkę Jana Favre, ale opis mnie po prostu zaintrygował. Tym razem sam opis, bez zachwytu do okładki. Stwierdziłam, że ma potencjał na naprawdę dobrą historię i ciekawe spojrzenie na temat marzeń. Autor chce czytelnikowi pokazać, że nie zawsze to, o czym marzymy sprawia nam przyjemność gdy już się to spełni, szczególnie jeśli nie jesteś przygotowany na taki rozwój wypadków.
Jest tylko jedna rzecz gorsza od porażki… …sukces, na który nie jesteś gotowy. „Lunatycy” to bezkompromisowa powieść o tym, co się dzieje, gdy nasze największe marzenie się spełnia, a my zaczynamy żałować, że w ogóle o nim pomyśleliśmy. Główny bohater, wychowywany przez samotną matkę w szarym bloku na jednym z osiedli Polski B, żyje nadzieją, że jego wielki sen się spełni. Będzie nagrywał płyty i grał koncerty, a muzyka będzie płacić mu rachunki. Odurza się tą myślą, tracąc kontakt z rzeczywistością, aż życzenie staje się faktem. A on przekonuje się na własnej skórze, co znaczy amerykańskie „be careful what you wish for”.
Dobrze zrobiłam, że nie odrzuciłam tej książki. Miałabym czego żałować w przyszłości. Jan Favre opowiada nam ciekawą historię, mimo że nie jest ona lekka i wiszą nad nią szare chmury rzeczywistości, to czytając płyniemy z nurtem szybko i lekko. Unosimy się na powierzchni, dryfując do brzegu zwanym końcem i nie czujemy zmęczenia. „Lunatycy” to fragmenty z życia zwykłego Michała, który chce osiągnąć coś więcej niż oferuje mu życie. Chce zamienić szarą rzeczywistość z blokowiskiem zamieszkiwanym przez żywe trupy, na życie pełne przygód, w którym pierwsze skrzypce gra muzyka. Chce zostać raperem i mieć po co żyć. Nie siedzi na kanapie i nie buja tylko w obłokach, wręcz przeciwnie, razem z kumplami w piwnicznym „studiu” starają się tworzyć kawałki, które podbiją świat i wyniosą ich na wyżyny. W międzyczasie chodzą do szkoły i mierzą się z realizmem życia w gronie rodzinnym i tym społecznym małego miasteczka, w którym nawet autobusom w niedzielę nie chce się kursować na wyznaczonych trasach. Z każdym dniem ich marzenie nabiera tempa i zaczyna się realizować. Droga ta usłana jest jednak wybojami, które utrudniają drogę i powodują nie jedną kolizję z brutalnym światem. Historia ta to nie jest pesymistyczna wizja jak spełnić marzenie i być z niego niezadowolonym. To przykład jak można się zachłysnąć szybkim skokiem na wyższy poziom naszej egzystencji. To także ważne przesłanie, marzyć warto, warto robić to co się kocha i i nie poddawać się, nawet jeśli coś z początku wydaje się ciężkie, szpetne czy też przerażające, to warto dalej robić swoje. Tak jak napisała Magdalena Witkiewicz. jeden krok, potem może i kolejne równie trudne, jednak jeśli komuś naprawdę zależy to pokona wszystko. Czasami może się zdarzyć, że na swojej drodze spotkamy mur, na który jesteśmy nieprzygotowani, zderzymy się z nim, będziemy walić pięściami i najdzie nas ochota na to by odwrócić się i iść w diabły. Czy aby na pewno warto? I na takie pytanie każdy musi sobie sam odpowiedzieć pod tym murem, bo tylko my sami wiemy czy jesteśmy gotowi na sukces, czy uniesiemy na swoich barkach porażki, czy wytrwamy w postanowieniu, aby osiągnąć swoje marzenie. Historia Michała pokazuje, że nie warto mierzyć się samemu z całym światem, że siła tkwi w ludziach, w grupie.

„Dusza boli najmocniej, bo jej rany nie goją się nigdy. Kości się zrastają, rozcięta skóra zabliźnia, krwiaki schodzą, ale roztarte butem o chodnik poczucie własnej wartości nie regeneruje się. Jeśli ktoś raz napluje ci w serce, zgasi na tobie papierosa, złamie cię na pół i da ci odczuć, że jesteś tylko kawałkiem mięsa, rzeczą, której nie trzeba szanować, przedmiotem, z którym można zrobić ,co się zechce – to tego bólu nie uśmierzy nic.”

Jan Favre rocznik ‘88, mieszka w Krakowie, chodzi z głową w chmurach, jesienią 2011 roku zaczął pisać bloga i robi to z dużym powodzeniem. Jedno z największych marzeń spełnił, kolejnym było napisanie książki i to także ma za sobą. Po co to robi? „Bo zawsze chciałem zrobić sobie pracę z hobby i ziścić amerykański sen w Polsce. Nie mieć szefa nad sobą, ani sekretarki pod. Jeździć po świecie, poznawać ludzi, chłonąć rzeczywistość i dostawać hajs za to, że żyję, a nie żyć tylko po to, żeby dostawać hajs.” Jak sam twierdzi, lubi bawić się słowem. Co jeszcze lubi? Ciekawych ludzi, dobre jedzenie, głośną muzykę i jazdę na rowerze. Podsumowując: młody gość, bloger, ambitny człowiek, który debiutancką książkę napisał naprawdę dobrze.

„Czuję, jak zaczyna ssać moją wargę, kiedy po omacku szukam na jej plecach zapięcia od stanika,a gdy je znajduję, znowu nie mogę go rozpiąć. Kurwaaa! Ktoś, kto wymyślił to jebane gówno, musiał być zdrowo popierdolony! To musiał być ten psychopata, który wpadł na pomysł umieszczenia opisów czekoladek na ich spodzie, tak że musisz wypierdolić całą bombonierkę na ziemię, jeśli chcesz przeczytać, która jest która.” 

Właśnie, „Lunatycy” powinni przypaść do gustu młodzieży, język skierowany jest bardziej do osób młodych, przekleństwa nie będą nikogo też razić, a i klimat jakby swój. Razić mogą za to błędy, które spotykamy w tekście, ale to nic wielkiego, jednak kilka kwiatków można wyłapać. Jeśli chodzi o treść, to ma przekaz, nie jest też sztuczna i przesłodzona, a autor udowodnił, że faktycznie lubi bawić się słowem. Nie brakuje dawki sarkastycznego humoru – przynajmniej ja to tak odbieram. A nasz główny bohater? Postać wrażliwa, odsłonięta przed czytelnikiem. Jakie emocje wywołuje? Warto sprawdzić samemu. Jak dla mnie książka godna polecenia i ciekawie napisana.

Dziękuje autorowi za możliwość przeczytania książki.

Komentarze

  1. Hmm, fakt, że interesująco napisana na razie mnie nie przekonuje. Generalnie nie moja tematyka. Ale może kiedyś z ciekawości zerknę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że książka wpisuje się w mój gust. Muszę tylko znaleźć więcej czasu na czytanie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka by mi się spodobała, ciekawa fabuła :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja właśnie kończę ją czytać i zabieram się za pisanie recenzji ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Opis książki i mnie zainteresował. Wydaje mi się, że książka może mi się spodobać. ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło jeżeli zostawisz po sobie jakiś ślad :-) Daje to wiele radości, gdy po przeczytaniu książki i wstawieniu swojej opinii na jej temat ujrzę pod nią jakiś komentarz :-)

Popularne posty