Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął – Jonas Jonasson
„W końcu w życiu jest
tak, że nie zawsze właściwe jest to, co właściwe, tylko to, co jest właściwe
według tego, kto decyduj”.
W ostatnim czasie sięgam po książki, które raczej nie
obciążą mojej głowy. Potrzebuję lekkiej fabuły, która umili mi czas i pozwoli
na reset. Przeszukałam biblioteczkę w celu znalezienia historii idealnej,
takiej w sam raz na jesienne dni, gdy można zaszyć się w domu z dobrą książką. Miałam
wybór, czy po raz kolejny wybrać klasykę, czy raczej coś zupełnie innego. Wybór
padł na opcję numer dwa, a konkretnie na książkę Jonasa Jonassona – Stulatek, który wyskoczył przez okno i
zniknął.
Właśnie minęło dziesięć dekad nadzwyczaj bogatego w wydarzenia życia Allana Karlssona. Problem tylko w tym, że zdrowie nie odmawia posłuszeństwa i wygląda na to, że wielka feta z okazji setnych urodzin będzie musiała się odbyć w domu spokojnej starości. Jednak człowiek, który jadł kolację z przyszłym prezydentem Trumanem, leciał samolotem z premierem Churchilem, pił wódkę ze Stalinem i zaznajomił się z Mao Zedongiem, nie może tak po prostu zdmuchnąć świeczek na torcie. Wymyka się przez okno i rusza w swą ostatnią życiową podróż...
Książkę kupiłam kilka lat temu, ponieważ słyszałam o niej wiele
dobrych opinii. Okładka też obiecywała, że będzie zabawnie, skoro na podstawie
tego bestsellera nakręcono brawurową komedię. Skuszona obietnicą dobrej zabawy
miałam spore oczekiwania wobec tej historii. Krótko mówiąc, liczyłam na dobrą rozrywkę w jesienne wieczory. Jak się później okazało – przeliczyłam się i to
sporo. Kto jest ze mną dłużej ten wie, że zawsze staram się znaleźć plusy w
książkach, które czytam. Muszą być naprawdę kiepskie, żeby mnie rozczarowały,
co się na szczęście nie trafia zbyt często. Zdarza się jednak, choćby w tym
przypadku. Pierwsze strony zapowiadały naprawdę fajną fabułę i niebanalną
postać głównego bohatera. Jednak im dalej w las tym gorzej. Staruszek może i ma
w sobie ikrę i charakter, ale to nie obroniło tej historii. Na korzyść nie
wypadło również to, że podzielono fabułę na przeszłość i teraźniejszość, co zazwyczaj
uwielbiam w książkach. Zdecydowanie bardziej podobały mi się fragmenty
opisujące wydarzenia z teraźniejszości, niż te z przeszłości. Czasy obecne może
są zdecydowanie naciągane i przekolorowane, ale przynajmniej płyną jakimś lekkim
nurtem i nie wybijają z rytmu.
Stulatek, który
wyskoczył przez okno i zniknął to abstrakcyjna, nieco banalna i męcząca opowieść,
w której trup ścielę się gęsto, ale w żaden sposób nie powala. Bywały oczywiście
momenty, w których można się pośmiać, ale to zdecydowanie za mało, żeby komuś
tę książkę polecić. Sensacyjny, naiwny średniaczek, który potrafi rozczarować.
Po tak pozytywnych opiniach spodziewałam się zdecydowanie czegoś lepszego. Nie
polecam.
„Niech się dzieje co
chce, a zobaczysz, że będzie, co będzie, bo zwykle tak jest”.
Komentarze
Prześlij komentarz
Będzie mi bardzo miło jeżeli zostawisz po sobie jakiś ślad :-) Daje to wiele radości, gdy po przeczytaniu książki i wstawieniu swojej opinii na jej temat ujrzę pod nią jakiś komentarz :-)